Monidło - kolejna próba rehabilitacji
... określenie monidło jest całkowicie obcym pojęciem dla samych osób posiadających portret w technice malarsko-fotograficznej.
W kontakcie akwizytorów z osobami zamawiającymi padało zawsze czytelnie i jednoznacznie określenie „portret”. „Monidło” to zwrot zdecydowanie żargonowy, funkcjonujący między akwizytorami a osobami współtworzącymi obraz fotograficzny i malarski. Nie da się ukryć, że pejoratywny. Jest pochodnym od zdolności mamienia klientów. Jest to pośledniejszy zwrot, by móc kogoś omamić, tym samym otumanić, zbajerować i zarobić. Wszystko zdaje się wskazywać, że nazwa „monidło” została ukuta w środowisku „szemranym” i niechybnie warszawskim. Przemawia za tym użycie tej nazwy w opowiadaniu z lat 60. Jana Himilsbacha pod znamiennym tytułem „Monidło”. Wydaje się również, że za przyczyną tego literata – kamieniarza nagrobnego – ugruntowało się wyłącznie pejoratywne znaczenie tego pojęcia. Szlachetna nazwa portretu pozostaje wyłącznie w gestii ludzi posiadających owe obrazy. Przez postawienie sprawy jasno, przez przypomnienie, że mamy do czynienia ze zjawiskiem rangi wyższej niż dotąd uważano, ujawnia się znacznie więcej nowych problemów natury historycznej, artystycznej, jak też natury obyczajowej, społecznej i kulturowej. Z racji „nieuwagi”, wielokrotnego lekceważenia czy wręcz pogardy, wytworzył się ogrom luk badawczych i „białych plam”. Te po części zostały ujawnione czy zasygnalizowane w wielu definicjach i refleksjach zawartych na tej wystawie i w katalogu. Inne czekają na dalsze badania i rozważania.
Andrzej Różycki